Kategoria: odpowiedzialność Strona 2 z 9

Ciało obce w polu operacyjnym

W sobotę miałyśmy dużą przyjemność prowadzić wykład na I Zjeździe Młodych Chirurgów dotyczący „bezpiecznego wykonywania zawodu”.

Celowo powyższe wyrażenie bierzemy w cudzysłów, bo mamy wrażenie, że to taki trochę oksymoron biorąc pod uwagę stan ochrony zdrowia w Polsce i rzeczywistość z jaką spotykacie się każdego dnia.

Jeden z prelegentów przedstawił ciekawe badania, z których wynikało, że aż 80 % chirurgów w swojej pracy obawia się spotkania z prokuratorem, a ta rzeczywistość ma realny wpływ i utrudnia spokojne wykonywanie zawodu. Kolejny prelegent wygłosił wykład dotyczący ciała obcego w polu operacyjnym. I o tym zagadnieniu w ujęciu prawnym chciałybyśmy napisać Wam dziś kilka słów.

Nie raz pewnie słyszeliście (a może przytrafiło się to Wam albo Waszym kolegom), że podczas operacji doszło do pozostawienia w brzuchu pacjenta chusty czy narzędzia chirurgicznego. Taka sytuacja spotyka się z powszechną krytyką – bo oczywistym jest, że nie powinno do tego dojść – a opinia publiczna z miejsca obwinia lekarza.

W prawie karnym kilka lat temu dominowała stworzona w 1949 r.  teoria „kapitana statku” która wskazuje, że w trakcie operacji chirurg jest zobowiązany do pełnej kontroli nad salą operacyjną, tak jak kapitan statku na jego pokładzie. I sądy w Polsce również przez pewien czas uznawały – niezależnie od okoliczności sprawy – odpowiedzialność lekarza operatora.

W miarę rozwoju medycyny i postępującej specjalizacji, tworzenia coraz to bardziej rozbudowanych zespołów medycznych zasada „kapitana statku” stała się anachroniczna i zupełnie nieprzystająca do skomplikowanych czynności medycznych, zabiegów przeprowadzanych z udziałem wielu osób, nad którymi chirurg nie ma pełnej kontroli, czy też wieloetapowości operacji.

Sąd Okręgowy w Krakowie w sprawie o sygn. akt IV Ka 1492/07 orzekł: 

Podział pracy wyklucza więc potrzebę stałego, ścisłego nadzoru i kontroli nad wykonaniem zleconych czynności przez innego członka zespołu.”

Obecnie tzw. odpowiedzialność „kapitana statku” jest reliktem, a dominuje  koncepcja zakresu zadań. 

Oznacza to, że w ramach zespołu każdy odpowiada za te działania, które wchodzą w jego kompetencje. Członek zespołu nie odpowiada za działania innych członków zespołu, chyba, że zaistniały przesłanki do utraty zaufania wobec innych osób.

Przełomowe w tym zakresie  zdaje się być orzeczenie Sądu Okręgowego w Elblągu, VI Wydział Karny Odwoławczy z dnia 16 kwietnia 2015 r. sygn. akt VI Ka 107/15 który stwierdził, że

„(…)Skoro zaś skarżący zaakceptował ustalenie, że oskarżona sprawdziła wzrokowo pole operacyjne i że przyjęła meldunek pielęgniarki o zgodności materiałów wydanych i zwróconych, to tym samym nie mógł skutecznie wykazywać, że w zachowaniu oskarżonej nastąpiły takie zaniedbania których skutkiem był ciężki uszczerbek na zdrowiu. Na marginesie należy zaznaczyć, że wszyscy biegli ostatecznie przyznali, że lekarz operujący opiera się na informacji ze strony instrumentariuszki o zgodnym stanie narzędzi i materiałów, natomiast rolą lekarza jest wizualna inspekcja miejsca operowanego, gdyż w realiach omawianej operacji uzasadnione było odstąpienie od oględzin palpacyjnych. Zaznaczyli też, że za wynik operacji odpowiada operator, przy czym do obowiązków operatora nie należy liczenie materiałów, gdyż jest to obowiązek instrumentariuszki.

W tym kontekście należy przytoczyć jeszcze dwa orzeczenia. W wyroku o sygn. akt I C 950/15 Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł:

„ Jednak lekarz nie ma możliwości liczenia i sprawdzania każdej sztuki materiału operacyjnego. Musi mieć zaufanie do instrumentariuszki, która przygotowuje narzędzia i materiały na swoim stoliku”.

Z kolei w wyroku z dnia 16 maja 2018 r. Sąd Najwyższy Izba Karna w sprawie o sygn. akt  SDI 4/18, orzekł:

„….w przypadku otrzymania informacji, że zgadza się bilans materiałów wydanych w trakcie zabiegu i zwróconych, obowiązkiem lekarza jest sprawdzenie, czy nic w jamie brzusznej nie pozostało, ale nie przeszukuje się pola operacyjnego uporczywie, jeśli bilans się zgadza…”.

Pomimo, że orzecznictwo w tym zakresie może nie stanowi jeszcze jednolitej linii, a  organy prokuratury w dalszym ciągu stawiają w podobnych stanach faktycznych lekarzom zarzuty, to jednak główny nurt orzeczeń płynie w korzystnym dla chirurgów operatorów kierunku. 

Przykładem tego jest chociażby jedno z ostatnich rozstrzygnięć Sądu Najwyższego. Sprawa dotyczyła chirurga, który zaszył w brzuchu pacjenta 2 serwety chirurgiczne. Fakt ten został odkryty dopiero po 8 miesiącach i chociaż chusty zostały usunięte, po reoperacji wystąpiły powikłania, na skutek których pacjent miesiąc później zmarł. Podczas pierwszej operacji na sali byli jeszcze dwaj inny chirurdzy, anestezjolog oraz trzy pielęgniarki.

W toku procesu ustalono, że oskarżony chirurg otrzymał od instrumentariuszek jasną informację, że liczba wydanych serwet chirurgicznych zgadza się z liczbą serwet, które zostały zwrócone. Ta okoliczność spowodowała, że sądy I jak i II instancji uniewinniły lekarza. Wyrokami tym zainteresował się Prokurator Generalny, który złożył do Sądu Najwyższego skargę nadzwyczajną.

Sprawa została ostatecznie rozstrzygnięta w dniu 21.09.2022 r. na korzyść lekarza. Sąd stwierdził, że kluczowa jest ocena, czy oskarżony dochował wymaganej staranności, czyli zakresu i sposobu przeprowadzenia kontroli powłok jamy brzusznej przed zaszyciem pacjenta.

Lekarz, który otrzymał od instrumentariuszek jasną jasna deklarację o ilości chust, „mógł pozostawać w uzasadnionym przekonaniu”, że w jamie brzusznej pacjenta nie pozostały ciała obce, a wydłużający się czas operacji był realnym ryzykiem dla pacjenta. Więcej ciekawych orzeczeń znajdziecie [TUTAJ].

Powyższy wyrok jest kolejnym korzystnym dla lekarzy, którzy znaleźli się z takiej sytuacji. W naszej ocenie to dobry kierunek.

Należy mieć bowiem na uwadze, że podczas operacji zaufanie członków zespołu operacyjnego jest najważniejsze. Opieranie się na przekazywanych lekarzowi informacjach winno być regułą, gdyż każda nadmierna weryfikacja pola operacyjnego mogłaby stanowić zagrożenie dla pacjenta, a brak zaufania do współpracowników przy stole operacyjnym  paraliżowałby działania lekarzy w przyszłości.

 

FacebookLinkedInEmailPrint

Ujawnienie danych pacjenta nieupoważnionej osobie

Prowadząc podmiot leczniczy czy też własną praktykę lekarską pamiętajcie, aby w sytuacji popełnienia błędu poprzez ujawnienie danych identyfikujących pacjenta nieupoważnionej do tego osobie:
  • poinformować o tym osobę, której dane ujawniliście,
  • zgłosić tę sytuację do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO).
 
Przekładając ten obowiązek na stan faktyczny wyobraźmy sobie sytuację, gdy wydajecie skierowanie pacjentowi Janowi Kowalskiemu podczas gdy w skierowaniu posługujecie się omyłkowo danymi pacjenta Jana Nowaka.
W takiej sytuacji wymaga się, aby przede wszystkim powiadomić o pomyłce Jana Nowaka – gdyż jego dane w sposób omyłkowy znalazły się na skierowaniu oraz zgłosić tę sytuację do prezesa UODO. Na temat danych osobowych pisałyśmy też [TUTAJ].
 
Podobna okoliczność miała miejsce w jednej z placówek medycznych, na którą nałożono karę w wysokości 10.000 zł za naruszenie przepisów o ochronie danych osobowych.
Z pełną treścią decyzji nakładającej karę możecie zapoznać się pod [TUTAJ].UODO otrzymało informację o możliwości zaistnienia naruszenia ochrony danych osobowych w podmiocie leczniczym.

Stan faktyczny.

Jeden z pacjentów otrzymał od lekarza skierowanie do poradni specjalistycznej zawierające dane osobowe dotyczące innej osoby w zakresie: imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer ewidencyjny PESEL oraz informacje o stanie zdrowia (informacja o rozpoznaniu i celu porady).
 
W trakcie prowadzonego przez UODO postępowania podmiot leczniczy wyjaśnił, że omyłkowo wpisał na skierowaniu dane osobowe innego pacjenta, niemniej okazało się, iż faktycznie pacjent ten nie istniej bowiem i tak wpisał nieprawidłowe imię.
 
Z tego względu podmiot leczniczy uznał, iż nie ma potrzeby zawiadamiać o powyższym pacjenta (który w ocenie podmiotu leczniczego nie istnieje), jak i UODO.
Stanowisko UODO.
UODO stwierdził jednak, że doszło do naruszenia ochrony danych osobowych polegającego na ujawnieniu danych osobowych osobie nieuprawnionej (innemu pacjentowi podmiotu leczniczego). Co więcej wydany przez lekarza dokument zawierał jedynie omyłkę w imieniu pacjenta, natomiast pozostałe dane zawarte na ww. skierowaniu, tj. nazwisko, adres zamieszkania oraz nr PESEL, dotyczyły już tego konkretnego pacjenta. Stąd też nie można uznać, że zdarzanie dotyczyło nieistniejącej osoby. Pomimo błędu w imieniu tej osoby, można ją w sposób łatwy zidentyfikować.
 
UODO wskazuje jak się zachować w razie ujawnienia danych pacjenta nieupoważnionej osobie:
Zgłaszanie naruszeń ochrony danych osobowych przez administratorów stanowi skuteczne narzędzie przyczyniające się do realnej poprawy bezpieczeństwa przetwarzania danych osobowych. Zgłaszając naruszenie do UODO, administratorzy informują Urząd, czy w ich ocenie wystąpiło wysokie ryzyko naruszenia praw lub wolności osób, których dane dotyczą oraz – jeżeli takie ryzyko wystąpiło – czy przekazali stosowne informacje osobom fizycznym, na które naruszenie wywiera wpływ. Z kolei UODO dokonuje weryfikacji oceny dokonanej przez administratora.
W przedmiotowej sprawie niezaprzeczalnym jest, że dane osobowe udostępnione osobie nieuprawnionej, oprócz tzw. danych zwykłych, obejmują także dane należące do szczególnych kategorii danych osobowych, tj. dane o stanie zdrowia na temat rozpoznania i celu porady lekarskiej. Ich szeroki zakres wiąże się z wysokim ryzykiem naruszenia praw lub wolności osób fizycznych. Dodatkowo wskazać należy, że ujawnienie nieuprawnionemu odbiorcy danych osobowych innej osoby, z uwagi na przekazanie mu przez lekarza administratora skierowania do poradni specjalistycznej z niewłaściwymi danymi, stanowi jednocześnie naruszenie tajemnicy lekarskiej.”
FacebookLinkedInEmailPrint

System no fault – na czym polega?

Ostatnio miałyśmy przyjemność prowadzić jeden z wykładów dla lekarzy kardiologów. Temat przewodni konferencji to „Powikłania Zabiegów Interwencyjnych: Zapobieganie i Leczenie”.

Lekarze dzielili się swoimi doświadczeniami z przeprowadzanych operacji poddając analizie takie przypadki, które pomimo największych starań operatorów nie obyły się bez komplikacji zdrowotnych dla pacjenta.

Lekarze dociekali dlaczego, pomimo zastosowania wydawać by się mogło prawidłowych technik w trakcie operacji, dochodziło do nieprzewidzianych i niepożądanych dla zdrowia pacjentów skutków. My natomiast opowiadałyśmy o odpowiedzialności w takich przypadkach. Na naszym blogu więcej o odpowiedzialności przeczytacie [TUTAJ].

Gdy zakończyłyśmy wykład z sali padały pytania. Jedno z nich dotyczyło systemu no-fault. Zaczęłyśmy pokrótce tłumaczyć, jakie są jego główne założenia.

Przy jednym z nich wskazałyśmy, że to co dzieje się na tej konferencji – czyli wspólne dociekanie, dlaczego pacjent ucierpiał, dlaczego operacja nie przyniosła zakładanego skutku, co można było zrobić inaczej – leży u podstaw systemu no-fault.

Lekarze na podanych przykładach uczyli się, wymieniali swoje spostrzeżenia co do konkretnych przypadków. Bez cienia krępacji opowiadali o swoich „niepowodzeniach”. Tylko, że zgromadzeni – jako specjaliści w swoim fachu – mieli świadomość, iż omawiane „niepowodzenia” nie wynikały z nienależytej staranności operatorów.

Tak też powinien wyglądać pożądany system no-fault. Ma on służyć przede wszystkim pacjentom. I to w dwójnasób.

Po pierwsze personel medyczny powinien sygnalizować i analizować, w odpowiednim gronie, przypadki medyczne, w których doszło do niepowodzenia medycznego, aby wyciągać wnioski na przyszłość w celu zminimalizowania kolejnych niepowodzeń. Po drugie natomiast, pacjent winien otrzymać rekompensatę za poniesioną wskutek leczenia nieprzewidzianą szkodę na osobie.

Tylko jak spowodować, aby lekarze w sposób swobodny – tak jak na wspomnianej konferencji – sygnalizowali, iż prowadzone przez nich leczenie miało negatywny wpływ na zdrowie pacjenta?

W jaki sposób pacjent – bez długoletniej batalii sądowej – ma otrzymać rekompensatę za poniesioną szkodę? Tutaj jest ważna rola ustawodawcy.

Przykładowo – w obecnym stanie prawnym, co do zasady, za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Czy w takim porządku prawnym, jakikolwiek lekarz wyjdzie przed szereg i sam zasygnalizuje, że to prowadzone przez niego leczenie doprowadziło do zgonu pacjenta?

Dlatego też istotne jest, aby odstąpić czy też ograniczyć karanie sprawcy zdarzenia niepożądanego i skupić się na ustaleniu przyczyny takiego stanu, tak by móc wyeliminować ją w przyszłości.

Aktualnie procedowany jest projekt Ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta (dalej jako u.j.o.z.), który reguluje kwestie związane z powstaniem „zdarzenia niepożądanego”.

Ustawa zakłada, że personel medyczny będzie odpowiedzialny za zgłaszanie kierownikowi podmiotu leczniczego wszystkich zdarzeń niepożądanych, których dokonał lub których był świadkiem. Zgłoszeń takich można będzie dokonywać anonimowo.

Zdarzenie niepożądane zgodnie z u.j.o.z. to pewnego rodzaju „anormalne” zdarzenie medyczne, zaistniałe w trakcie lub w efekcie udzielanych świadczeń medycznych, niezwiązane z naturalnym przebiegiem choroby lub stanem zdrowia, które może spowodować negatywne skutki u pacjenta – np. śmierć lub uszczerbek na zdrowiu. W razie wystąpienie takiego zdarzenia niepożądanego, pacjenci będą mogli dochodzić maksymalnie do 200 000 zł rekompensaty, które to środki wypłacane z Funduszu Kompensacyjnego, przyznawać będzie Rzecznika Praw Pacjenta.

Jednocześnie Ustawa zakłada, że

Zgłoszenie zdarzenia niepożądanego nie stanowi podstawy do wszczęcia wobec osoby, która tego zgłoszenia dokonała, postępowania dyscyplinarnego, postępowania w sprawie o wykroczenie lub postępowania karnego, chyba że w wyniku prowadzonej analizy przyczyn źródłowych zdarzenie to okaże się czynem popełnionym umyślnie.”

W naszej ocenie zaproponowane przepisy niestety nie spełnią swojej roli i nie przyczynią się w pełni do poprawy leczenia pacjentów – ale na ten temat być może napiszemy odrębny post.

Zgodnie z założeniami Ustawa ta miała wejść w życie 1 stycznia 2022 r. Niemniej jej projekt nie trafił jeszcze do Sejmu. Przed nim jeszcze sporo innych konsultacji.

Co na to minister Niedzielski, który jest jego wnioskodawcą? 22 kwietnia w Gdańsku, podczas konferencji dot. bezpieczeństwa pacjenta, zapowiedział uchwalenie ustawy jeszcze w tym roku, natomiast wdrażanie jej przewiduje na rok 2023. Podkreślił także, że nie zamierza rezygnować z systemu no-fault, gdyż bez niego ciężko mówić o bezpieczeństwie pacjentów.

Warto też widzieć, że pracę nad wdrożeniem systemu no-fault poprzez przygotowanie własnego projektu ustawy podjęła Naczelna Izba Lekarska.  Więcej o stanowisku NIL przeczytasz [TUTAJ] oraz [TUTAJ]. Trzymamy kciuki za pozytywny rozwój tego projektu.

FacebookLinkedInEmailPrint

Czy lekarz przestaje być lekarzem na wakacjach?

Pogoda za oknem nie rozczarowuje i zapewne niejednego z Was zachęca do wybrania się na wymarzony odpoczynek. W związku z tym – zastanawialiście się kiedyś czy lekarz przestaje być lekarzem na wakacjach?

Czy mimo prawa do urlopu jesteście podczas niego zobowiązani do udzielania świadczeń medycznych? Jak stanowi art. 30 Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty:

Lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia”.

Co to oznacza dla lekarzy w praktyce?

Nieważne czy jesteście na lotnisku, na plaży, w górach, czy nad morzem – lekarz ma w każdym miejscu i o każdej porze obowiązek ochrony życia ludzkiego, gdy jest one narażone.

W związku z tym, praca lekarza nie zawęża się jedynie do ustalonych godzin pracy. Wynika to z heroicznego charakteru powołania lekarza, o którym mówi art. 2 Kodeksu Etyki Lekarskiej, wyjaśniając że:

Powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu”.

Co więcej, ten sam artykuł określa nadrzędną zasadę, którą powinni kierować się lekarze: salus aegroti suprema lex esto (tj. największym nakazem etycznym dla lekarza jest dobro chorego). Więcej o prawach i obowiązkach lekarza przeczytasz TUTAJ.

O czym należy pamiętać?

Przede wszystkim, że rodzaj szkody ma tutaj znaczenie. Co do zasady interwencja „lekarza na wakacjach” jest przez prawo wymagana, jednak – naszym zdaniem – w ograniczonym zakresie.

Oznacza to, iż nie każde narażenie zdrowia kwalifikuje się do natychmiastowego udzielenia pomocy. Drobne skaleczenie palca czy też katar z pewnością nie doprowadzą do utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia. 


Należy jeszcze pamiętać, że wezwanie karetki, nie zwalnia lekarza z pomocy poszkodowanemu (jeśli oczywiście grozi mu utrata życia lub ciężkie uszkodzenie ciała/rozstrój zdrowia). Poza tym oczywistym jest, że żaden lekarz nie będzie dysponował potrzebnym sprzętem, gdy akurat opala się na plaży – jednak nie może to usprawiedliwiać jego obojętności wobec osoby, która dla przykładu akurat straciła przytomność kilka leżaków dalej. Zobligowany jest do działania, gdyż zaniechanie może być karalne…

Co grozi lekarzowi za nieudzielenie pomocy?

Aby uzmysłowić sobie wagę takiego zaniechania, wystarczy spojrzeć do art. 162 Kodeksu karnego, który przewiduje za ten czyn karę pozbawienia wolności do 3 lat. Rzecz jasna, wykluczone spod tego przepisu są osoby, które ratując czyjeś życie musiały narazić swoje. Do „lżejszych” sankcji należy upomnienie, nagana, kara pieniężna, zakaz pełnienia kierowniczych funkcji, postawienie lekarza przed sądem lekarskim oraz ograniczenie lub pozbawienie prawa wykonywania zawodu.

W jakich jeszcze przypadkach na wakacjach lekarz będzie zwolniony z obowiązku udzielenia pomocy?

Co w przypadku, gdy lekarz – błogo opalając się na plaży i jednocześnie popijając drinka – ujrzy osobę, u której wystąpił krwotok? Logika podpowiada, że należy takiego lekarza zwolnić z jakiegokolwiek obowiązku pomocy – a tym samym, z jakiejkolwiek odpowiedzialności. I tym razem prawo nas nie zawodzi – gdy lekarz od samego początku danego zdarzenia jest w stanie uniemożliwiającym pomoc poszkodowanemu – powinien od działań odstąpić.

A co w przypadku, gdy nasz opalający się lekarz wypiłby jedynie jedno piwo 2%? Należy wskazać, iż przepisy prawa nie precyzują owej kwestii. W związku z tym należy kierować się podstawową zasadą – jeśli ktoś jest w stanie zagrożenia życia lub ciężkiego uszczerbku dla zdrowia należy podjąć próby ratowania tej osoby.

FacebookLinkedInEmailPrint

KONTAKT

Kancelaria Adwokacko-Radcowska
"Podsiadły-Gęsikowska, Powierża" Sp. p.

ul. Filtrowa 61/3
02-056 Warszawa

+48 22 628 64 94
+48 600 322 901

kancelaria@prawniklekarza.pl

REGON: 369204260 NIP: 7010795766

AEKSANDRA POWIERŻA

+48 604 077 322
aleksandra.powierza@prawniklekarza.pl

KAROLINA PODSIADŁY-GĘSIKOWSKA

+48 735 922 156
karolina.podsiadly@prawniklekarza.pl